Zawitała w naszym domu słynna żyrafka Sophie. Przeczytałam o niej gdzieś, kiedyś, znalazłam w sklepie z artykułami dzieciowymi. Że kultowa zabawka, że gryzak, że wyjątkowa, ach i och. Rzuciłam okiem, poszłam dalej. nie kupuję gadżetów.
Jednak po urodzeniu się Małolatki żyrafka zaczęła za mną chodzić. Pomyślałam sobie – skoro już więcej nie będę miała malutkiego dziecka, to niech to moje malutkie dziecko ma takie fajne rzeczy jak dzieci hollywódzkich mam. A co. Czytałam więc dalej. 100% kauczuku, naturalny zapach, miła w dotyku. Masuje dziąsła, wygodna dla dziecięcych rączek. Tradycyjna, ma ponad 50 lat. Prosto z Francji. No przyznam, mam słabość…

No i jest z nami. Czekaliśmy na nią z ciekawością – co na tzw. kultową zabawkę dla dzieci powie Małolatka? I na czym w ogóle polega magia tego przedmiotu?
Ofiarodawca – Dziadek – wyglądał na mocno rozczarowanego własnym prezentem. Ot, gumowa żyrafa. Nic ciekawego. Ale kiedy daliśmy żyrafkę Młodej, okazało się, że to był strzał w dziesiątkę.
Małolatka złapała żyrafkę za szyję i niemal rzuciła się na nią by ssać, gryźć, cmokać, ślinić się i wydawać dźwięki świadczące o wielkich emocjach. W walce i zabawie na raz prawie wyszła z leżaczka, nieprzytomna z wrażenia. Trzymała zabawkę za dwie nogi, ssała trzecią i ewidentnie próbowała coś zrobić z czwartą nogą żyrafki. A my staliśmy i nie wierzyliśmy własnym oczom. Co się stało temu dziecku? Nigdy wcześniej nie zareagowała w ten sposób na żaden z gryzaków. Żadna piszcząca zabawka nie wzbudziła aż takiej radości.

Przyznam, że doceniłam żyrafkę.
Jest mięciutka, naprawdę delikatna, a żeby wydobyć z niej dźwięk nie trzeba wiele wysiłku.
Jest aksamitna w dotyku, aż chce się ją głaskać.
Jest poręczna – nogi, długa szyja, czółki, wszystko to jest wygodne dla niewprawnych jeszcze łapek.

Tak, wiem. Zrobiłam to – moje dziecko i jego pierwszy gadżet. Ale żyrafka jest naprawdę super.