Tydzień po wielkiej zmianie.
Patrzymy na małą i śmiejemy się, że imię Zosia wyjątkowo do niej nie pasuje. Zosią miała być nasza córka gdy jeszcze nie myśleliśmy o dziecku. „Zosia” to było takie hasło. A teraz ta czarna czupryna, uważne spojrzenie i śniada karnacja (nie maminy alabaster skóry…) przywołują na myśl dzikie, wschodnie kobiety. Długi warkocz jej zaplotę i wypuszczę w świat, kiedyś…A teraz leży spokojna, śpi cichutko i odpoczywa od uczenia się tego świata. Intensywnie nam się żyje, oj intensywnie.