Bolą mnie plery. Bolą i męczą. W żadnej pozycji nie jest mi wygodnie.
Jakiś miesiąc temu przywiozłam z domu rodzinnego dwa worki z ubrankami Synka z czasów wczesnej młodości. Nie dlatego, żebym już wtedy chciała szykować wyprawkę dla Juniora, ale Mutti robiła porządki w piwnicy i kazała mi wszystko co moje zabrać precz. Wypakowałam wtedy te ubranka, skrzywiłam się i wrzuciłam na pawlacz.
Dziś pomyślałam, a co mi tam, wyjmę i chociaż posortuję. Więc wybrałam te najmniejsze i wrzuciłam do prania. Niech czekają. Swoją drogą, sprawa nie jest łatwa. Patrzę po metkach z rozmiarem i mało kumam. 80 cm to dużo, więc odkładamy. Ale 62 to dużo czy mało? Jako wzorzec wzięłam pajacyk ze znaczkiem supermana, który Synek miał na sobie już w szpitalu. Ale i tak nie było wiele łatwiej. Ubranka ze spranymi metkami to już w ogóle hardcore. Na ile to jest? Raaaju. Ale i tak okazało się, że tak skutecznie rozdawałam ciuszki, że muszę większość dokupić, albo wyłudzić od znajomych mam ;)