Ręka w górę, kto spał z bratem lub siostrą w jednym pokoju. Jesteście tu? Świetnie. Osobom, które chociaż raz narysowały lub ułożyły z paska linię na ziemi oznaczającą strefę nie-wolno-ci-tu-wchodzić przybijam piątkę. Też mieszkałam w pokoju z rodzeństwem, a dokładnie ze swoim młodszym bratem. Pamiętam walki o sprzątanie… Mieliśmy wspólny pokój przez lata, do momentu, kiedy w okolicach czwartej klasy nie wywędrowałam do własnego. I wiecie co? Ten czas w jednym wspominam bardzo fajnie. 

 

Wspólny pokój moich dzieci

Historia mieszkania Starszaka i Panienki w jednym pokoju jest historią naszych przeprowadzek ( od 2011 czyli narodzin Panienki były 3). Kiedy piszę te słowa, oboje śpią w jednym pokoju. Nie zawsze tak było. Ale odkąd pamiętam, są niesamowicie zżytym, fajnym rodzeństwem. Dzieli ich spora różnica, sześć lat, i teoretycznie są postaciami z dwóch różnych bajek, mają inne charaktery, inne temperamenty. I pewnie każde z nich po cichu marzy o dniu, kiedy wprowadzi się do własnego pokoju. No ale to nie będzie jutro. Dlatego naszym zadaniem jest zrobić tak, żeby wspólny pokój nie był problemem.

Zdaję sobie sprawę z tego, że osobne pokoje dla dzieci to nie jest oczywistość. Żeby tak było, trzeba mieć minimum trzy pokoje. I wiem, że dla wielu rodzin w Polsce trzy pokoje to szczyt marzeń. To może być rodzina pielęgniarki, która ostatnio pobierała ci krew (2000 zł na rękę), bibliotekarza z doktoratem (1900 zł) albo sekretarki w szkole twojego dziecka (2000).

Jak my sobie z tym radzimy?

W tym tekście piszę o naszych doświadczeniach, szczególnie, że różnica wieku między dzieciakami jest dość duża i oboje mają zupełnie inne potrzeby. W różnych rodzinach może wyglądać to zupełnie inaczej. Dzieci są różne, różnica wieku jest inna, możliwości są inne. W naszym przypadku obecnie musieliśmy zdecydować się na łóżko piętrowe. I przyznam, że to jest bardzo fajne rozwiązanie, nie tylko ze względu na oszczędność miejsca. 

  • Każde dziecko ma swoje piętro, a więc swoją przestrzeń, swój azyl. Dół Panienki jest ozdobiony i uśliczniony do granic, ma lampki, plakaty z ulubionej bajki, zrobiony wspólnie ze mną łapacz snów. Górę Starszaka będziemy jeszcze dopracowywać, ale planuję na pewno półkę na książki. To jego przestrzeń, więc to on zdecyduje o ostatecznym efekcie.
  • Kiedy pojawia się wieczorny problem z gaszeniem światła, to gasimy. Jeśli ktoś chce jeszcze poczytać, to może w naszym pokoju, pod kocykiem. Unikamy w ten sposób rozdrażnienia i kłótni. Na naszej kanapie zawsze znajdzie się miejsce dla potrzebującego czytelnika. 
  • Pilnujemy porządku. Mała przestrzeń nie zna litości. Wszystko musi mieć swoje miejsce i wieczorem staram się rzucić okiem na sytuację, odkładamy różne rzeczy na miejsce, ogarniamy. Żadnego chowania książek pod łóżkiem ;)
  • Każdy ma wyznaczone swoje półki, szafki i tak dalej. Biurko Starszaka jest wciąż jego biurkiem i ma tam swoje rzeczy. Panienka odrabia lekcje przy stole w naszym pokoju i jeśli Starszak musi się uczyć – może w pokoju się zamknąć i mieć spokój. 

Czasami tak trzeba i to jest okej

Powiesz, że to co piszę, to wszystko są zupełne oczywistości. Jasne. Ale przede wszystkim chcę Ci napisać, że jeśli twoje dzieci mają wspólny pokój, to nie znaczy, że nie umiesz w dorosłość. Spotkałam się z głosami rodziców, którzy mają wyrzuty sumienia, że nie mogą zapewnić dzieciom własnych pokoików. Że ich na to po prostu nie stać. Tak czasem jest i trzeba po pierwsze, starać się ten wspólny pokój oswoić, a po drugie, szukać w tym pozytywów. Gdy dzieci są w zbliżonym wieku, można na przykład czytać im bajkę wieczorem gdy każde jest w swoim łóżku! Pomyśl, jaka to wygoda. Dzieciaki mają szansę nauczyć się elastyczności, rozwiązywanie konfliktów (bo przecież nie zamkną się w swoim pokoju), nawiązać naprawdę fajną, bliską relację. Wierzcie mi, wspomnienie grania w karty z moim bratem (tak, by rodzice myśleli, że śpimy), to jedno z najfajniejszych wspomnień z mojego dzieciństwa. I nie miałabym go, gdyby nie wspólny pokój.