Długo się zastanawiałam, wahałam, czy to ma sens. Ważyłam wszystkie za i przeciw, a w kocu podjęłam decyzję: wrzucam. Opublikowałam swoje zdjęcie w kostiumie kąpielowym, w bliższym niż kiedykolwiek planie, na Instagramie i opatrzyłam tagiem #cialogotowenaplaze 

To moja odpowiedź na akcję Wysokich Obcasów. To mój głos w dyskusji o tym, jakie ciała nadają się do pokazywania. To moje wyjście ze skorupy. 

 

cialo gotowe na plażę

 

Dosłownie kilka dni temu wróciłam z Izraela. Wyjechałam służbowo, więc na plażę mogłam pójść tylko o 7:30 albo o 21. I w czasie tych porannych, krótkich sesji na piasku obserwowałam innych plażowiczów. Zazwyczaj byłam jedyną osobą poniżej sześćdziesiątki. Do wody podchodziły staruszki z balkonikami i o kulach. Pływali starsi panowie, pluskały się i pływały na plecach emerytki. Wszyscy, jak to na plaży, w strojach plażowych. Kostiumy jedno i dwuczęściowe. Starsze panie wynurzały się z wody jak pomarszczone Afrodyty, błyszczące w promieniach porannego słońca i zadowolone. Nie chowały swoich ciał, zachowywały się naturalnie. Jak miały się zachowywać?

Ja nie wzięłam ze sobą kostiumu. Nie miałam odwagi.

Moja dieta trwa. To już 10 kilogramów, ale jeszcze kilka przede mną. I dopiero teraz odważyłam się założyć ten kostium i stanąć przed obiektywem. Pomyślałam o tych izraelskich staruszkach, które gotowe na plażę są w momencie, w którym zakładają kostium i stwierdziłam, że ja też tak muszę. Nie ma racjonalnego powodu, dla którego miałabym się chować.

Przeglądałam swoje stare zdjęcia. Oto jedno z nich, z 2013 roku.

 

Wiecie co pamiętam? Że wtedy czułam się niespecjalnie komfortowo, czułam, że przytyłam i nie jest fajnie. Teraz patrzę na to zdjęcie i pukam się w czoło. Ile mogłam wtedy ważyć, 57 kilogramów? Przy wzroście 168 cm. Tak wygląda cała moja przeszłość. Wieczne zmartwienia nad wagą. 

Pod moim zdjęciem na Instagramie pojawiło się sporo komentarzy. W jednym z nich przeczytałam pytanie dlaczego „samoakceptacja, taka prawdziwa, to efekt długiej drogi albo ciężkiej walki, i to z własną głową…”. Tak właśnie jest. Nie jest łatwo stanąć przed lustrem i powiedzieć „kocham ciało, które mam”. Nie jest łatwo, gdy ciało zaczyna dojrzewać i się zmieniać. Nie jest łatwo, gdy jest się świeżo po porodzie. Nie jest łatwo, gdy wahania wagi zostawiają swoje ślady w postaci wiotkiej skóry i rozstępów. To zawsze wymaga pracy. Wiem, że odpowiedź jest w sumie dość prosta. Dopóki normalne ciała, w pełnym wachlarzu kształtów, rozmiarów, kolorów skóry nie będą pokazywane w prasie, reklamach, to będziemy mieli w głowie to przekonanie, że jest jeden model ciała „gotowego na plażę”. I wiem, że są kobiety od zawsze wolne od takich przekonań. Ale o wiele więcej jest takich, które mają do swojego ciała wieczne zastrzeżenia. 

Jako matka córki, a pisałam już o tym wielokrotnie, chciałabym dawać jej przykład. Oczywiście ze wszystkimi moimi problemami z ciałem bywam raczej antyprzykładem, ale staram się. Bardzo chcę, żeby ta dziewczynka wyrosła na kobietę o zdrowym stosunku do swojego ciała. Żeby o nie dbała, żeby je szanowała, żeby je lubiła. 

Ja będę teraz starała się brać przykład z plażowiczek po sześćdziesiątce. Jak osiągnęły ciała gotowe na plażę? Założyły kostiumy. 

 

 

Zainteresował Cię ten wpis? Przeczytaj podobne:

Jak powinna wyglądać seksowna matka?

Polubić swoje ciało

Pomarańcze i motyle