Mocno, mocno irytuje mnie fakt, że mój organizm i moje ciało tak dobitnie pokazują mi, że to soma teraz rządzi. Mój krok jest z natury szybki. Teraz po chwili marszu czuję ból, muszę zwolnić, zdziwiona. Zawsze dużo chodziłam, teraz tyle nie mogę. Co ciekawe, w pierwszej ciąży było mi łatwiej. Bo byłam młodsza? Żeński odpowiednik młodego, zdrowego byczka lat 19, do ostatnich dni przed porodem spokojnie maszerowałam po kilka kilometrów. Teraz, raptem sześć lat starsza czuję się stara. Stary, dwudziestopięcioletni zmęczony dziadyga. No słowo daję! W moim wieku to kobiety zazwyczaj decydują się na pierwsze dziecko, a nie chodzą w drugiej ciąży. Co jest?
Teraz muszę na siebie chuchać i dmuchać, liczyć kroki, szukać ławek. Trzy razy dziennie no spa i nakaz zgłoszenia się do szpitala w razie podejrzanego bólu. Ech…

Może chodzi o to, że teraz mam tak totalne wsparcie ze strony ojca Juniora, że mój organizm może sobie pozwolić na takie fanaberie?? No niee.

Z fajnych.
Poszłam do Smyka. Tak sobie pooglądać. Mam na pulpicie listę zakupów wyprawkowych. Większość to akcesoria drogeryjno – drobne oraz tekstylia typu ręcznik, dwie czapeczki. Z dużych, czyt. kosztownych, zakupów tylko fotelik samochodowy i chusty. No i zestaw pieluszek.
No więc chodziłam sobie po tym Smyku i cieszyłam się ilu rzeczy nie muszę kupować, bo wiem, że są zbędne ;)